piątek, 13 lutego 2015

4.Rozdział czwarty.


  Nawet nie pamiętam ile już nie wypiłam. To do mnie nie podobne, choć miałam w życiu bardzo trudny okres buntu.. Chloe potrafi być przekonująca.
  Huk muzyki i wszechobecny gwar uderzają w moje uszy. Normalnie pękałaby mi już głowa, ale wypity alkohol kompletnie zatuszował ból.
  Jestem ledwie świadoma, kiedy Chloe wyciąga mnie na parkiet. Sama zaczyna poruszać się w rytm muzyki z pewnością pochłaniając uwagę wielu chłopców, ale tylko jeden zwraca na siebie jej uwagę. Tom łapie Chloe za biodra i razem zaczynają tańczyć jeden z tych grzesznych tańców. Starając się nie patrzeć z lekkim ukłuciem zazdrości na usta chłopaka sunące po jej szyi sama zaczynam poruszać biodrami. Przeczesuję rękami włosy i przymrużam oczy zatracając się kompletnie w muzyce. Mogłabym się założyć, że wyglądam w tej chwili jak głupek, nigdy nie potrafiłam się poruszać jak moja przyjaciółka, ale w tej chwili mam to totalnie gdzieś.
  Gdy wyczuwam czyjeś dłonie na swoich biodrach w pierwszym odruchu mam ochotę obrócić się natychmiastowo i spojrzeć na osobnika. Ale w jego dotyku wyczuwam coś znajomego, coś co sprawia, że nie czuję sprawdzania jego tożsamości, bo dobrze wiem kto to jest.
  Pewnie chce mnie uratować od totalnego zbłaźnienia się , stwierdzam. W każdej sekundzie zaczynam czuć się coraz pewniej, ocieram swoją rozgrzaną skórą o jego ciało, nakrywam jego ręce swoimi przenosząc je na brzuch. Słyszę jego cichy pomruk przy uchu, czuję ciepły oddech owiewający tamto miejsce pokrywając je gęsią skórką, ciepłe usta dotykające mej skóry.. Co? Ponownie mam ochotę mu przyłożyć, ale jest mi zbyt dobrze, otumania mnie swoją obecnością i sprawia, że tracą resztki świadomości. Pociera swoim policzkiem o mój, drapiąc go lekkim zarostem. Czuję jak mój puls lekko przyśpiesza i robi mi się jeszcze goręcej.
  - Chcesz stąd pójść?- mruczy przy moim uchu, a ja w końcu piorunuję go spojrzeniem.
  - Rośnie ci ego, co?- pytam z kpiną. Oblizuje wargi, a ja czuję ogromną ochotę, by zrobić to za niego.. Chwila, co? Ogarnij się, idiotko.
  - Żebyś wiedziała.- odpowiada ochrypłym tonem spoglądając na moje usta.
  - No to czas je trochę ostudzić.- szepczę wprost do jego ucha i wyrywam się z jego uścisku. Na nogach jak z waty podchodzę do Chloe i krzyczę do niej:
  - Chodź.
Wydaje z siebie pomruk niezadowolenia i wyplątuje się z objęć Toma. Łapię ją za rękę i ciągnę w stronę łazienek. Prawie oblewam się rumieńcem, wciąż czując na sobie spojrzenie Luke'a. Uśmiecham się pod nosem.
  - Coś ty taka wesoła?- zagaduje blondynka.
  - A mam płakać?
  - No nie, ale jakoś tak... promieniejesz.- stwierdza wpadając do łazienki. Pomieszczenie okazuje się puste. Przez otwarte okna wpada chłodne powietrze, a ja czuję ulgę, kiedy studzi moje ciało.
  - Doprawdy?- pytam nonszalancko. Wywracam oczami.- Przesadzasz.- dodaje.
  - Ani trochę.- zaprzecza poprawiając makijaż. Zerka na mnie w lustrze.- Luke dobrze na ciebie działa.
  - Co?- wyrywa mi się. Teraz to ona wywraca oczami.
  - Wiem, że Tom potrafi zawrócić w głowie, ale ślepa to ja nie jestem. Tak przy okazji, jeszcze nie widziałam, żebyś się kiedykolwiek tak poruszała. Gdybyś choć na chwilę otworzyła oczy zobaczyłabyś mnóstwo pożerających spojrzeń. Co ciekawe, kiedy Luke do ciebie podszedł większość twoich wielbicieli nagle się schowała.
  Zajmuje mi sporą chwilę przetrawienie jej słów.
  - No chyba sobie jaja robisz.
  - No chyba sobie jaja nie robię.- cytuje tekst z pewnej reklamy, na co obie wybuchamy śmiechem.- Podobasz mu się. Z wzajemnością.- puszcza mi oczko.
  - Dobra, dobra.- oponuje lekceważąco, udając obojętną, choć w głębi duszy aż się gotuję. Przygryzam wargę.- Pójdę się trochę przewietrzyć.- puszczam jej oczko starając się ukryć targające mną uczucia.
  - Tylko niech nikt cię nie zgwałci.- ostrzega, a ja mimowolnie się uśmiecham.


 Wciągam nocne powietrze głęboko do płuc przechadzając się po ogródku. Dzisiejsza noc wydaje mi się wyjątkowo piękna. Może dlatego, że nie spędzam jej leżąc w swojej sypialni bezmyślnie wgapiając się w ścianę, ale mniejsza z tym. Czarne jak heban niebo pokrywają miliony białych, migoczących punkcików. Niepewnie unoszę jeden kącik ust. Czy to właśnie jest szczęście czy po prostu działanie wódki?
  Niestety, za długo nie może być kolorowo.
  - Kogo my tu mamy. - słyszę za plecami. Cholera.
  - Chris.- stwierdzam arogancko.- Cóż cię tu sprowadza?- unoszę lekceważąco jedną brew.
  - Tak się składa, że potrzeba rozrywki.
  - Czyżby?- cichym śmiechem próbuję stłumić lekkie uczucie strachu.
  - W zupełności. - odpowiada. Stawia powoli krok w moją stronę. - A teraz się zabawimy, suko.
  - Co..- nie zdążam dokończyć, bo łapie mnie za włosy i wbija swoje wargi w moje. Nie odwzajemniam pocałunku. Wpycha mi do ust swój zaborczy język, a mnie przechodzi dreszcz obrzydzenia. Próbuję go odepchnąć, ale mocniej przyciska mnie do siebie. Czas na inne działania.  Z odruchem wymiotnym zaczynam powoli oddawać pocałunek. Zwalnia uściska, a ja przenoszę ręce na jego twarz. Z pomrukiem zadowolenia przenosi swoje ręce na mój tyłek, a ja najmocniej jak umiem gryzę go w język. Czuję metaliczny smak krwi w jamie ustnej. Wrzeszczy, a ja z wyrazu jego twarzy wnioskuję, że mocno go wkurwiłam. Cofam się i mocno rozszerzam oczy.
  - To się doigrałaś, suko.
 Stawiam krok za krokiem, a on rękawem ociera spływającą mu po brodzie krew i zdecydowanie rusza na mnie. Przyspieszam i z impetem uderzam o betonową ścianę garażu. Szlag. Rozglądam się w poszukiwaniu jakiejś broni, ale wtedy czuję jak przygważdża mnie do ściany.
  - Za karę będę cię pierdolił tak, że nie usiądziesz przez następny tydzień, a tobie to się spodoba.
Zdecydowanie łapie mnie za włosy i ciska mnie na ziemię. Uderzam całym ciałem o beton i mimowolnie piszczę z bólu.
 Wtedy coś pęka. Nie mogę dalej walczyć. Boję się.
 Przez jego twarz przemyka niebezpieczny uśmiech.
  - Jeszcze cię nie dotknąłem, a ty już jęczysz? Już za chwilę będziesz krzyczeć moje imię.
Klęka przede mną, a ja z przerażenia nie potrafię wykonać minimalnego ruchu. Łapie mój tyłek i rozciąga się na mnie, a ja mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Niech ktoś mi pomorze, pomocy, pomocy... Brutalnie rozpina moje spodnie i zsuwa je do kolan. Słyszę jego pomruk, gdy chciwie całuje mój brzuch. A łzy dalej nie lecą. Ja po prostu leżę i nie potrafię nic zrobić, tylko błagam w myślach o litość..
 Wtedy rozpina swoje spodnie i pochyla się nade mną, a ja wiem, że już nie ma ucieczki. Krzyczę.
Nagle nie czuję bólu. Znika też ciężar. Słyszę stęknięcie bólu.
Wszystko wydaje mi się takie oddalone. Leżę tam i mocno zaciskam oczy, a do moich uszu dochodzi jakieś stłumiony, kolejny jęk.
Wtedy czuję, jak ktoś podciąga moje spodnie, zapina koszulę. Co? Boję się otworzyć oczy. Boję się, że on znowu wróci, a z nim może i..
  - Hope? Hope, powiedz coś proszę cię.
Uchylam lekko powieki i widzę przerażoną twarz Luke'a. Z jego pełnej wargi spływa krew.
  - Luke..
Brzmi to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
  - O mój Boże. Zabiorę cię stąd. Jesteś już bezpieczna, obiecuję.
A potem nie wiem już co się dzieje, bo czuję już tylko jego ramiona obejmujące mnie i unoszące w górę, zanim wpadam w otchłań.

środa, 11 lutego 2015

3.Rozdział trzeci.


  Summer has come and passed
The innocent can never last
Wake me up when September ends
Like my father’s come to pass
Seven years has gone so fast
Wake me up when September ends


  Muzyka cicho rozbrzmiewa w pokoju, gdy ja delikatnie przecieram ścierką szafki. Tak naprawdę nie mam nic lepszego do roboty, więc po prostu sprzątam. To zabawne. Większość dziewczyn ucieka z domu, by tego nie robić, a ja tak spędzam swój cały czas. I jeszcze czytam. Dużo czytam.
  Gdy słyszę trzaśnięcie drzwiami wzdycham lekko. Zaraz się zacznie.
  - Hope, nie masz nic lepszego do roboty? Mogłabyś gdzieś wyjść, zadzwoń do Chloe..
  - Nie, mamo. Nie mam nic lepszego do roboty.- odpowiadam ignorując drugą część jej wypowiedzi.
  - Oh, skarbie. Pokłóciłaś się z Chloe?-pyta, a w jej głosie pobrzmiewa troska. A to dziwne. Kątem oka dostrzegam jak kładzie torbę i kluczyki na stole.
  - Nie, nie pokłóciłyśmy się.- oponuje, wyciskając szmatkę.- Poza tym co ci przeszkadza.- dodaje spoglądając jej w oczy.- Kiedyś bardzo narzekałaś, że w ogóle cię nie kochamy, nie szanujemy, nie pomagamy...
 Cholera. Zawsze muszę powiedzieć za dużo.
 Widzę, jak jej oblicze się zmienia. Rysy stają się trochę ostrzejsze, ale w oczach widzę zakłopotanie.
 - No.. tak. Ale sama powiedziałaś, to było kiedyś. Teraz chciałabym, abyś zaczęła robić coś innego poza siedzeniem w domu, sprzątaniem, czytaniem. Nie możesz się chować przed resztą świata w pokoju... - mówi z wyrzutem. Tak jakby to coś zmieniało.
 - No wiesz, nie powinno ci to raczej przeszkadzać. Większość dziewczyn w moim wieku sięga po narkotyki, uprawia seks z nieznajomymi, upija się do nieprzytomności, a moim jedynym występkiem był powrót 5 minut po czasie jak dotąd. I to było w podstawówce. Powinnaś się cieszyć, nie musisz mnie np. z komisariatu odbierać.
 - Przecież nie mówię, że masz od razu uzależniać się od narkotyków! Proponuję tylko byś nie zachowywała się jak jakaś aspołeczna..
 - O nie, mamo. Wiesz co oznacza to słowo? Wcale nie jestem aspołeczna. - mówię, starając się schować urazę brzmiącą w moim głosie. Podpieram się pod boki i spoglądam na nią z lekkim wyrzutem.
 - Jak w takim razie wytłumaczysz to, że w ogóle nie wychodzisz? Na żadne imprezy, zakupy, do kina cokolwiek! Najchętniej byś tylko czytała. Nawet nie chcesz z nami jeść kolacji.
 - Oh, daj spokój. To i tak nic by nie zmieniło. Masz jeszcze trójkę innych dzieci, więc czemu upierasz się, żebym to zawsze ja jadła z wami?- pytam. Ta sytuacja zaczyna mnie irytować. - A gdzie jest twoja druga starsza córka? Hm? Pewnie szlaja się gdzieś z tą swoją bandą. Chcesz, żebym taka była? Nie? No właśnie. Więc daj mi w spokoju dalej sprzątać.-ucinam. Słyszę jak wzdycha, dając mi tym samym uczucie satysfakcji. Dość łatwo poszło. Za łatwo..
  - Tak sobie pogrywasz? Nie porównuj się do Juliette! Jesteście kompletnie inne. I rozumiem, że masz prawo jej nie lubić, ale to nie oznacza, żebyś tak mówiła. Ja też za nią nie przepadam, ale to już niedługo będzie twoja siostra, więc powinnaś ją zacząć chociaż tolerować...
  - Ale ja ją toleruje, mamo. To ja ją bronię przed Harry'm, kiedy ma już jej dość. Więc nie mów, że to ja jestem dla niej najgorsza. To ja ją staram się najbardziej zrozumieć. A teraz wybacz, ale skończyłam sprzątać.
 Nie czekając na jej odpowiedź wychodzę z salonu. Aspołeczna? Oh, widzę, że bardzo dobrze o mnie myślisz, mamusiu. Tylko ja ci pokażę, jak bardzo jestem aspołeczna. 

  
 W momencie kiedy wchodzę do pokoju, mój telefon zaczyna przeraźliwie brzęczeć w kieszeni jeansów.
 - Cześć, kochanie.- piszczy na powitanie Chloe. Przypomniała sobie o mnie.- Co tam?
 - Cześć, Chloe. Długo się nie odzywałaś.- stwierdzam. Tak było zawsze. Dzwoniła tylko, kiedy czegoś chciała, a we wszystkie pozostałe dni miała mnie gdzieś.
 - No, tak. Miałam dużo spraw na głowie..- Stała wymówka.- Ale mniej o mnie. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że jest dzisiaj impreza. Organizuje ją Tom.- trajkocze. Kiedy wypowiada imię chłopaka w jej głosie słychać miłość. Pff, jej głos aż ocieka miłością. Rzucam się na łóżku i jednym uchem słucham, w międzyczasie licząc pęknięcia na suficie.- Chcesz iść ze mną? Wiesz, jako jego dziewczyna jestem honorowym gościem, a ty jako moja przyjaciółka też jesteś ważna.- uśmiecham się złośliwie. Hmm, przecież jestem aspołeczna.
 - Gdzie i o której?- pytam.
 - Miałam nadzieję, że tak powiesz.
 - W końcu czytam ci w myślach.
Obie wybuchamy śmiechem.

 Gdy godzinę później stoją przed szafą z ubraniami wciąż do mnie nie dociera to co robię.
Łapię za pierwszą lepszą, czarną rzecz i przyglądam jej się. Spodenki? Nie mogę, bo będzie widać.. Nie. I tak w kółko. W końcu decyduje się na czarne rurki i czarną, przezroczystą koszulę w kropki. Yhm, jakoś ponuro.- podśmiewuję się pod nosem sama z siebie. No, brawo. Nawet sama ze sobą gadasz.
 Gdy moje ciało jest już wyczyszczone, wypachnione i gładkie jak nigdy wcześniej, dochodzę do wniosku, że chyba jestem gotowa. Idąc korytarzem przelotnie oglądam się w lustrze. Luźna, włożona w czarne rurki koszula częściowo ukrywa moje krągłości, a nałożone na stopy równie czarne trampki pokazują wygodę, jaką lubię czuć. I to wszystko. Żadnego makijażu, żadnych wymyślności. Bo i po co? Nie mam nikogo, komu miałabym się podobać. I nigdy nie miałam, a tego co mi się nie podoba nie da się ukryć warstwą tapety.
  - Wychodzę, mamo. - mówię z odrobiną nonszalancji w głosie. Po paru minutach widzę ją już przed sobą.
  - Coś się stało?- pyta podejrzliwe.
  - Nie, czemu?- pytam z udawanym zdezorientowaniem.
  - A.. no bo... nic.- wlepia na usta sztuczny uśmiech, zakrywający jej zdenerwowanie.- Baw się dobrze.- po chwili uśmiecha się szczerze, a w jej oczach dostrzegam radosne iskierki.- Tylko może włóż coś jeszcze.. W nocy robi się już chłodno.- mówi takim tonem, jakby było oczywiste, że wrócę nad ranem. Normalnie jak Juliette.
  - Dobra, narzucę jeszcze skórę, może być?
  - Tą czarną?
  - Yhm.- teraz to ona przewraca oczami.
  - Może już idź, bo spóźnisz się na ten pogrzeb. - chichoczę. Ona i te żarty.


Niepewnie kroczę po ulicach. Robi się coraz ciemniej. Niedobrze.Przechodząc przez most nad ulicą decyduję się stanąć. Podchodzę do barierki, podpieram się na łokciach i spoglądam w dół. Ciekawe jak to by było skoczyć. Skończyć z tym wszystkim, dać sobie spokój, pokazać słabość... O nie,nie. Nie jestem słaba. Nie. Po cholerę ja tam w ogóle idę.. 
  - Wszystko w porządku?
Czując ciepły dotyk na ramieniu odskakuje pospiesznie.
  - Hej, spokojnie, przecież nic ci nie zrobię.- słyszę, a zaraz potem w moich uszach rozbrzmiewa cichy śmiech.- Przecież nie jestem jakimś gwałcicielem,nie?
Ośmielam się podnieść wzrok. Przede mną stoi czarnowłosy chłopak. Odrobinę za długie kosmyki spadają na hipnotycznie szare oczy. Jest w nich coś takiego, czuję jak przewiercają mnie na wylot. Odruchowo obejmuję się ramionami. Szarooki przygląda mi się trochę rozbawionym wzrokiem, ale się nie odzywa.
  - Nie byłabym tego taka pewna.- mamroczę. Kolejny wybuch śmiechu. Uśmiecham się pod nosem. Spoglądam na niego spod byka, ale uśmiech nie chce mi zejść z twarzy. Jest ode mnie wyższy o głowę, więc żeby spojrzeć mu w oczy muszę unieść brodę. Ubrany jest w czarną skórzaną kurtkę, ciemny t-shirt z nadrukiem Metallicy i czarny, przetarte spodnie. Chyba oboje idziemy na pogrzeb.
  Nieznajomy szybko się uspokaja i spogląda na mnie spod przymrużonych oczu. On musi patrzeć w dół.
  - Gdybym chciał cię zgwałcić, chyba nie rozmawiałbym o tym z tobą.- mruczy. Coś w jego głosie sprawia, że czuję ciarki na ciele.
  - W dzisiejszych czasach wszystkiego można się spodziewać.- stwierdzam.
  - Tak sądzisz?- pyta, a nie słysząc mojej odpowiedzi mówi dalej.- Cóż, ja sądzę, że nie zgwałciłbym cię. Wiesz czemu?- łapie mnie za podbródek i unosi głowę do góry.- Bo zgwałcenie to zmuszenie do seksu, a ja bym nie musiał cię zmuszać..
Moje oczy się rozszerzają. Otwieram usta, chcąc coś powiedzieć, ale słowa nie wylatują z moich ust. Widzę, jak leniwym wzrokiem spogląda na moje wargi, a potem znów na oczy. Unosi jedną brew.
  - Dupek.- syczę, jednocześnie go odpychając. Obracam się na pięcie, wbijam ręce w kieszenie i ruszam przed siebie. I znów ten śmiech. Ugh.. 
  - Chyba nie lubisz żartować, co?-zagaduje, doganiając mnie.- Taka ładna dziewczyna nie może sama spacerować o tej porze. Jeszcze ktoś ją zgwałci.- dorzuca z rozbawieniem. 
Czy on nie może się odczepić? 
  - Ty coś o tym wiesz, nie? Pewnie jesteś poszukiwany w całym kraju, a że ja nie korzystam zazwyczaj z internetu to oczywiście nie wiem.
On chyba nigdy nie przestaje się śmiać.
 Gdy wchodzimy w ciemniejszą ulicę nagle przygważdża mnie do ściany jakiegoś budynku przyciskając moje ręce nad głową. Moje oczy gwałtownie się rozszerzają, a oddech przyspiesza, ale nie jestem pewna czy tylko z przerażenia.
  - Tak, jestem poszukiwanym w całym kraju gwałcicielem i chciałbym cię teraz zgwałcić.- oznajmia. Mogłabym się założyć, że moje oczy wyglądają jak dwa spodki.
  - A.. a jeśli ładnie poproszę?- jąkam się. Ze zdenerwowania przygryzam wargę tak, że w ustach czuję metaliczny posmak krwi.
  Jego wzrok znów ląduje na moich ustach.
  - Nie jestem pewien czy tym przekonasz mnie do nierobienia z tobą niegrzecznych rzeczy.- stwierdza. Natychmiastowo zaciskam wargę. Ale gdy z mojego oka wypływa jedna, pojedyncza łza jego spojrzenie nagle mięknie. Puszcza moje ręce, jednocześnie obejmując mnie w talii swoimi.
  - Hej, przepraszam, tylko żartowałem, choć nie ukrywam, że chętnie..
Tak pogrywasz? 
  - Widzisz? To zawsze działa.- odpowiadam zwycięsko unosząc brwi i jednocześnie mu przerywam. Może tak ukryje przerażenie, które towarzyszyło temu incydentowi.- A teraz wybacz, ale spóźnię się na imprezę.- już drugi raz tego wieczoru odpycham go. Przez sekundę mogę zobaczyć przebiegające po jego twarzy zaskoczenie, ale w następnej znów widzę złośliwy uśmieszek na jego twarzy. Wywracam oczami. Odwracam się i idę dalej.
  - Ale musisz przyznać, że trochę się przestraszyłaś.
  - Och, tak. Twój wyraz twarzy był po prostu cudowny, kiedy cię odepchnęłam.
I dalej się śmieje.
  - A ty słodko wyglądałaś, kiedy cię obejmowałem. Mógłbym przysiąc, że w twoich oczach widziałem pożądanie.
Przygryzam lekko wargę. Cholera.
Postanawiam się nie odzywać, co on chyba uznaję za potwierdzenie, bo tym razem chichoczę.
  - No to dokąd się wybieramy? - pyta. Przystaję i patrzę na niego z niedowierzaniem.
  - My? Przed chwilą już mnie dosyć wkurzyłeś, a chyba nie chcesz zobaczyć mojego naprawdę wkurzonego oblicza.- wykrzywiam wargi z odrazą.
  - Oh, kochanie, uwierz mi, że dużo bym dał, żeby znowu cię wkurzyć.
  - Spieprzaj.
Niech się przestanie śmiać. 
Totalnie go ignorując wyrywam gwałtownie przed siebie i szybko przebieram nogami.
Spieprzaj,spieprzaj,spieprzaj do cholery.
  - Czyli nie tylko ja wybierałem się do Toma? - wzdycha. Skąd on go zna? Ale nie odezwę się do niego. O nie. Nie jestem łatwa, a on pewnie takie lubi. W końcu się znudzi.
  - Czyżbym panią zdenerwował?- drąży, a ja uparcie milczę.- Choć zdradź mi swoje imię.-marudzi.
Prędzej umrę. 
Gdy dochodzę do domu Toma, z budynku wybiega blondwłosa postać. Ma na sobie czarną, obcisłą sukienkę sięgającą jej do połowy uda. Na jej nogach błyszczą różowe szpilki na platformach dodając jej kolejnych centymetrów. Rzuca mi się na szyję.
  - Cześć, skarbie!- piszczy w typowy dla niej sposób. Obejmuję ją i najciszej jak potrafię szepczę do ucha:
  - Nie wymawiaj mojego imienia.
Ledwie widocznie kiwa głową.
  - Cześć.- odpowiadam z uśmiechem.- O rany, jak ja cię dawno nie widziałam.
  - Ja też. Tęskniłam.- jęczy. Spogląda na mojego towarzysza. To ten palant tu jeszcze jest? Ugh.. 
Chloe jest zdecydowanie najpiękniejszą dziewczyną. Jej blond loki sięgają prawie pasa, błękitne oczy zawsze błyszczą radością, a zgrabna sylwetka, krągłości i odważne stroje zdecydowanie przyciągają uwagę. Każdy chłopak się za nią ogląda. Nie zdziwiłabym się, gdyby mój towarzysz też.
Ale tak nie jest.
Jego elektryzująco szare tęczówki cały czas wlepione są we mnie. Patrzy na mnie z ciekawością. Co?
  - Hej, Luke.- moja przyjaciółka obrzuca go takstującym spojrzeniem. Luke. Ciekawe. Chłopak przenosi spojrzenie na blondynkę, która wciąż nie wypuszcza mnie z objęć, a jego wzrok automatycznie staje się obojętny.
  - Cześć, Chloe.
  - Czy mam się czuć zazdrosny?
Słysząc głos dobiegający od drzwi wejściowych automatycznie się uśmiecham. Tom stoi oparty o framugę drzwi. Ma na sobie luźną, błękitną koszulę i jeansy. Jego blond włosy są zmierzwione. Posyła mi uśmiech oprawiony w dwa dołeczki. Przy uchu słyszę chichot.
  - Tak, Tom.- mówię.- Chloe i ja odkryłyśmy, że od zawsze jesteśmy w sobie zakochane. - na potwierdzenie tych słów cmokam dziewczynę w policzek. Blondyn wydyma wargi i udaje smutne dziecko.
  - Chloe, jak możesz. Będę płakać.- mamrocze. Wybucham śmiechem odrzucając głowę do tyłu. Blondynka idąc w moje ślady śmieje się pod nosem, ale jednocześnie już zmierza w stronę ukochanego.
  - Przestań, głuptasie.- przelotnie cmoka go w nos, a ona obejmuje ją w talii. Zakładam ramiona na piersi i uśmiecham się pod nosem.- Kocham cię.- całuje go w usta.- Ale dzisiejszy wieczór spędzę ze... stojącą tam laską.- mój uśmiech się poszerza. Dziewczyna odwraca się do mnie.- No chodź.- śmieje się.- Chyba nie chcesz spędzić całej imprezy przed domem.- chichoczę i ruszam w jej kierunku. Oj nie.- A ty, Tom, zająłbyś się kolegą.- upomina chłopaka, a ja śmieję się z dwuznaczności tego stwierdzenia.
  - Czy ty coś sugerujesz?- słyszę rozbawiony głos Luke'a. Dopiero teraz przypominam sobie o jego obecności. Chloe wybucha śmiechem.
  - Nie, po spojrzeniu jakim obdarowujesz moją przyjaciółkę, nie mogę stwierdzić, że jesteś gejem.- oblewam się rumieńcem. Co do cholery?! - Ale ona jest dzisiaj zajęta, ustal inny termin.- posyła mu oczko i mnie obejmuje.
  - Dzięki, Chloe.- mruczę pod nosem chcąc zapaść się pod ziemię.
To będzie ciekawy wieczór. Oj, ciekawy.