piątek, 13 lutego 2015

4.Rozdział czwarty.


  Nawet nie pamiętam ile już nie wypiłam. To do mnie nie podobne, choć miałam w życiu bardzo trudny okres buntu.. Chloe potrafi być przekonująca.
  Huk muzyki i wszechobecny gwar uderzają w moje uszy. Normalnie pękałaby mi już głowa, ale wypity alkohol kompletnie zatuszował ból.
  Jestem ledwie świadoma, kiedy Chloe wyciąga mnie na parkiet. Sama zaczyna poruszać się w rytm muzyki z pewnością pochłaniając uwagę wielu chłopców, ale tylko jeden zwraca na siebie jej uwagę. Tom łapie Chloe za biodra i razem zaczynają tańczyć jeden z tych grzesznych tańców. Starając się nie patrzeć z lekkim ukłuciem zazdrości na usta chłopaka sunące po jej szyi sama zaczynam poruszać biodrami. Przeczesuję rękami włosy i przymrużam oczy zatracając się kompletnie w muzyce. Mogłabym się założyć, że wyglądam w tej chwili jak głupek, nigdy nie potrafiłam się poruszać jak moja przyjaciółka, ale w tej chwili mam to totalnie gdzieś.
  Gdy wyczuwam czyjeś dłonie na swoich biodrach w pierwszym odruchu mam ochotę obrócić się natychmiastowo i spojrzeć na osobnika. Ale w jego dotyku wyczuwam coś znajomego, coś co sprawia, że nie czuję sprawdzania jego tożsamości, bo dobrze wiem kto to jest.
  Pewnie chce mnie uratować od totalnego zbłaźnienia się , stwierdzam. W każdej sekundzie zaczynam czuć się coraz pewniej, ocieram swoją rozgrzaną skórą o jego ciało, nakrywam jego ręce swoimi przenosząc je na brzuch. Słyszę jego cichy pomruk przy uchu, czuję ciepły oddech owiewający tamto miejsce pokrywając je gęsią skórką, ciepłe usta dotykające mej skóry.. Co? Ponownie mam ochotę mu przyłożyć, ale jest mi zbyt dobrze, otumania mnie swoją obecnością i sprawia, że tracą resztki świadomości. Pociera swoim policzkiem o mój, drapiąc go lekkim zarostem. Czuję jak mój puls lekko przyśpiesza i robi mi się jeszcze goręcej.
  - Chcesz stąd pójść?- mruczy przy moim uchu, a ja w końcu piorunuję go spojrzeniem.
  - Rośnie ci ego, co?- pytam z kpiną. Oblizuje wargi, a ja czuję ogromną ochotę, by zrobić to za niego.. Chwila, co? Ogarnij się, idiotko.
  - Żebyś wiedziała.- odpowiada ochrypłym tonem spoglądając na moje usta.
  - No to czas je trochę ostudzić.- szepczę wprost do jego ucha i wyrywam się z jego uścisku. Na nogach jak z waty podchodzę do Chloe i krzyczę do niej:
  - Chodź.
Wydaje z siebie pomruk niezadowolenia i wyplątuje się z objęć Toma. Łapię ją za rękę i ciągnę w stronę łazienek. Prawie oblewam się rumieńcem, wciąż czując na sobie spojrzenie Luke'a. Uśmiecham się pod nosem.
  - Coś ty taka wesoła?- zagaduje blondynka.
  - A mam płakać?
  - No nie, ale jakoś tak... promieniejesz.- stwierdza wpadając do łazienki. Pomieszczenie okazuje się puste. Przez otwarte okna wpada chłodne powietrze, a ja czuję ulgę, kiedy studzi moje ciało.
  - Doprawdy?- pytam nonszalancko. Wywracam oczami.- Przesadzasz.- dodaje.
  - Ani trochę.- zaprzecza poprawiając makijaż. Zerka na mnie w lustrze.- Luke dobrze na ciebie działa.
  - Co?- wyrywa mi się. Teraz to ona wywraca oczami.
  - Wiem, że Tom potrafi zawrócić w głowie, ale ślepa to ja nie jestem. Tak przy okazji, jeszcze nie widziałam, żebyś się kiedykolwiek tak poruszała. Gdybyś choć na chwilę otworzyła oczy zobaczyłabyś mnóstwo pożerających spojrzeń. Co ciekawe, kiedy Luke do ciebie podszedł większość twoich wielbicieli nagle się schowała.
  Zajmuje mi sporą chwilę przetrawienie jej słów.
  - No chyba sobie jaja robisz.
  - No chyba sobie jaja nie robię.- cytuje tekst z pewnej reklamy, na co obie wybuchamy śmiechem.- Podobasz mu się. Z wzajemnością.- puszcza mi oczko.
  - Dobra, dobra.- oponuje lekceważąco, udając obojętną, choć w głębi duszy aż się gotuję. Przygryzam wargę.- Pójdę się trochę przewietrzyć.- puszczam jej oczko starając się ukryć targające mną uczucia.
  - Tylko niech nikt cię nie zgwałci.- ostrzega, a ja mimowolnie się uśmiecham.


 Wciągam nocne powietrze głęboko do płuc przechadzając się po ogródku. Dzisiejsza noc wydaje mi się wyjątkowo piękna. Może dlatego, że nie spędzam jej leżąc w swojej sypialni bezmyślnie wgapiając się w ścianę, ale mniejsza z tym. Czarne jak heban niebo pokrywają miliony białych, migoczących punkcików. Niepewnie unoszę jeden kącik ust. Czy to właśnie jest szczęście czy po prostu działanie wódki?
  Niestety, za długo nie może być kolorowo.
  - Kogo my tu mamy. - słyszę za plecami. Cholera.
  - Chris.- stwierdzam arogancko.- Cóż cię tu sprowadza?- unoszę lekceważąco jedną brew.
  - Tak się składa, że potrzeba rozrywki.
  - Czyżby?- cichym śmiechem próbuję stłumić lekkie uczucie strachu.
  - W zupełności. - odpowiada. Stawia powoli krok w moją stronę. - A teraz się zabawimy, suko.
  - Co..- nie zdążam dokończyć, bo łapie mnie za włosy i wbija swoje wargi w moje. Nie odwzajemniam pocałunku. Wpycha mi do ust swój zaborczy język, a mnie przechodzi dreszcz obrzydzenia. Próbuję go odepchnąć, ale mocniej przyciska mnie do siebie. Czas na inne działania.  Z odruchem wymiotnym zaczynam powoli oddawać pocałunek. Zwalnia uściska, a ja przenoszę ręce na jego twarz. Z pomrukiem zadowolenia przenosi swoje ręce na mój tyłek, a ja najmocniej jak umiem gryzę go w język. Czuję metaliczny smak krwi w jamie ustnej. Wrzeszczy, a ja z wyrazu jego twarzy wnioskuję, że mocno go wkurwiłam. Cofam się i mocno rozszerzam oczy.
  - To się doigrałaś, suko.
 Stawiam krok za krokiem, a on rękawem ociera spływającą mu po brodzie krew i zdecydowanie rusza na mnie. Przyspieszam i z impetem uderzam o betonową ścianę garażu. Szlag. Rozglądam się w poszukiwaniu jakiejś broni, ale wtedy czuję jak przygważdża mnie do ściany.
  - Za karę będę cię pierdolił tak, że nie usiądziesz przez następny tydzień, a tobie to się spodoba.
Zdecydowanie łapie mnie za włosy i ciska mnie na ziemię. Uderzam całym ciałem o beton i mimowolnie piszczę z bólu.
 Wtedy coś pęka. Nie mogę dalej walczyć. Boję się.
 Przez jego twarz przemyka niebezpieczny uśmiech.
  - Jeszcze cię nie dotknąłem, a ty już jęczysz? Już za chwilę będziesz krzyczeć moje imię.
Klęka przede mną, a ja z przerażenia nie potrafię wykonać minimalnego ruchu. Łapie mój tyłek i rozciąga się na mnie, a ja mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Niech ktoś mi pomorze, pomocy, pomocy... Brutalnie rozpina moje spodnie i zsuwa je do kolan. Słyszę jego pomruk, gdy chciwie całuje mój brzuch. A łzy dalej nie lecą. Ja po prostu leżę i nie potrafię nic zrobić, tylko błagam w myślach o litość..
 Wtedy rozpina swoje spodnie i pochyla się nade mną, a ja wiem, że już nie ma ucieczki. Krzyczę.
Nagle nie czuję bólu. Znika też ciężar. Słyszę stęknięcie bólu.
Wszystko wydaje mi się takie oddalone. Leżę tam i mocno zaciskam oczy, a do moich uszu dochodzi jakieś stłumiony, kolejny jęk.
Wtedy czuję, jak ktoś podciąga moje spodnie, zapina koszulę. Co? Boję się otworzyć oczy. Boję się, że on znowu wróci, a z nim może i..
  - Hope? Hope, powiedz coś proszę cię.
Uchylam lekko powieki i widzę przerażoną twarz Luke'a. Z jego pełnej wargi spływa krew.
  - Luke..
Brzmi to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
  - O mój Boże. Zabiorę cię stąd. Jesteś już bezpieczna, obiecuję.
A potem nie wiem już co się dzieje, bo czuję już tylko jego ramiona obejmujące mnie i unoszące w górę, zanim wpadam w otchłań.

3 komentarze:

  1. Luke <3 wiedziałam, że on ją uratuje ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehhh Luke... XD
    Ale rozdział zajebisty xD :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak ci pisalam najpierw sie balam, haha a teraz to mnie mega wciagnelo *.* czekam na nastepny rozdzial :3

    OdpowiedzUsuń