Em, cześć. To chyba moja pierwsza notka, nie licząc rozdziałów, na tym blogu. Tak, więc chciałabym powiedzieć Wam( jeśli ktokolwiek jeszcze to czyta;c), że zawieszam tego bloga. Nie wiem, czy będę go jeszcze prowadziła, kiedy go zakładałam miałam wrażenie, że to cudowny pomysł, lecz nie przemyślałam wielu istotnych aspektów. Dopadła mnie jakaś blokada twórcza i nie potrafię napisać żadnego słowa, a nie napisałam sobie wcześniej rozdziałów. Kto wie, może jeszcze tu kiedyś wrócę, ale jak na razie tego nie planuję. Tak czy siak bardzo dziękuję za to, że tu byliście i za wszystkie komentarze. Nawet nie wiecie, jak bardzo człowieka cieszy fakt, że jego praca jest doceniona. Jak na razie zapraszam Was na mój profil na Wattpadzie(http://www.wattpad.com/user/Susanna45), prawdopodobnie niedługo pojawi się hmm.. coś nowego. Tak więc.. być może do zobaczenia:))
~Z.
czwartek, 7 maja 2015
czwartek, 2 kwietnia 2015
5. Rozdział piąty.
Czuję chłód. Moje nogi są całkowicie przemarznięte. Właśnie to mnie budzi.
Uchylam powieki. Czuję, jak strasznie napuchnięte są moje oczy. Oczywiście, jak zawsze po śnie. Podnoszę się na łokciu i zarzucam kołdrę na stopy. Musiałam ją znowu podciągnąć pod samą szyję. Nadal zimno. Spoglądam na okno, ale to nie ono jest źródłem mojego problemu. Zrezygnowana wstaję i od razu tego żałuję. Moja warga zaczyna już delikatnie drżeć, kiedy narzucam bluzę. Ostatnio jestem ciągle zmarznięta, myślę, nakładając puchowe skarpetki, może się przeziębiłam? Z powrotem wskakuję do łóżka i cieszę się, że dodatkowa odzież choć trochę pomogła. Dokładnie się opatulam i zamykam oczy. W tym pomieszczeniu panuje jakaś dziwna cisza dokładnie od tygodnia. Od tygodnia...
Za oknem już świta. Dzisiejszego ranka nie słyszę świergotu ptaków, ale dostrzegam ich małe ciałka na gałęzi przy moim oknie. Może jestem głucha? Hmm, może przeleżę resztę dnia? W końcu są wakacje, kto mi zabroni, tak czy siak nie mam nic do robienia.. Mija jakiś czas zanim w końcu wybieram odpowiednią opcję.
Ubrana w czarne dresy i luźną, także czarną koszulką, stoją przed lustrem i próbuje wyczytać coś z ciemnych oczu. Nic. Pustka. Z wahaniem biegnę wzrokiem po odbiciu sylwetki. Przygryzam wargę, a po chwili czuję metaliczny smak krwi. Spoglądam na swoje ręce, szeroko rozkładając palce, przez co żyły na rękach się uwypuklają. Przez kilka sekund, minut albo godzin zaciskam i rozkładam dłoń obserwując napinające się linie.
Ubrana w czarne dresy i luźną, także czarną koszulką, stoją przed lustrem i próbuje wyczytać coś z ciemnych oczu. Nic. Pustka. Z wahaniem biegnę wzrokiem po odbiciu sylwetki. Przygryzam wargę, a po chwili czuję metaliczny smak krwi. Spoglądam na swoje ręce, szeroko rozkładając palce, przez co żyły na rękach się uwypuklają. Przez kilka sekund, minut albo godzin zaciskam i rozkładam dłoń obserwując napinające się linie.
Gdy maszeruję korytarzem do pokoju kurczowo obejmując się ramionami wokół talii, uparcie wgapiam się w czubki moich kapci. Wydają zabawne dźwięki przy starciu z podłogą. Na miejscu wyciągam z szafy bluzę w równie pięknym kolorze, co reszta stroju i narzucam na ramiona. Rozczesuję jeszcze włosy, splątuję brązowe pasma w niedbałego koka i przyozdabiam twarz delikatnym uśmiechem. Wyglądasz jak lalka barbie. Ale przynajmniej jestem gotowa na starcie ze światem.
W miarę.
W miarę.
Na dole oczekuje na mnie cisza, która najwyraźniej mnie prześladuje. Miło cię widzieć, przyjaciółko, myślę ironicznie. Zazwyczaj tylko ja jestem o tej porze w kuchni. Mama zaczyna pracę trochę wcześniej, ojczym też, a moje młodsze rodzeństwo raczej nie należy do rannych ptaszków. Tym razem też nie jest inaczej, stwierdzam, otwierając lodówkę. Lustruję wnętrze urządzenia wzrokiem, ale nie znajduje tam nic, co byłoby godne mojej uwagi. Mimo, że jest pełna po brzegi. Podpieram się pod boki i rozglądam po kuchni. Właściwie to chyba nie jestem głodna. Lekko znudzona wracam do swojego pokoju i zastanawiam się. jakie to ciekawe zajęcie mnie dzisiaj może pochłonąć. Budynek dosłownie błyszczy, więc to odpada. Spoglądam na regał stojący w rogu pokoju, ale tam znajduję całą masę przeczytanych już książek. Umm... to będzie długi dzień.
Bezwładnie rzucam się na łóżko. Biała powierzchnia niczym mnie nie zaskakuje, gdy przyglądam się jej po raz tysięczny. Lecz gdy tylko zaczyna pokrywać się czarnymi plamami, a w uszach zaczyna piszczeć gwałtownie zaciskam powieki i zwijam w kłębek.
Cicho.
Staram się unormować swój oddech, ale moje starania zdają się na nic. Co chwilę biorę głębokie, nierówne wdechy, a w gardle rośnie gula.
Tylko spokojnie..
- Hope?
Bezwładnie rzucam się na łóżko. Biała powierzchnia niczym mnie nie zaskakuje, gdy przyglądam się jej po raz tysięczny. Lecz gdy tylko zaczyna pokrywać się czarnymi plamami, a w uszach zaczyna piszczeć gwałtownie zaciskam powieki i zwijam w kłębek.
Cicho.
Staram się unormować swój oddech, ale moje starania zdają się na nic. Co chwilę biorę głębokie, nierówne wdechy, a w gardle rośnie gula.
Tylko spokojnie..
- Hope?
Otwieram oczy. W drzwiach stoi mama, jej ciemne włosy spadają falami na ramiona, a piwne oczy ze zmartwieniem wpatrują się we mnie. Ma na sobie zwykłe szare dresy i luźną koszulkę, ale nawet w takim stroju wygląda oszałamiająco.
- Tak?- pytam.
- Wszystko w porządku? Może.. ymm..Jest coś, co chciałabyś mi powiedzieć?- jąka się.
Tak.
- Nie.- odpowiadam, ale widząc jej niepocieszoną minę, dodaję z delikatnym uśmiechem- Naprawdę! Po prostu mam trochę gorsze dni, no wiesz... okres i te sprawy.
Wybucha serdecznym śmiechem, a ja w duchu wzdycham z ulgą.
- No dobrze, skarbie. To ja lecę.- posyła mi uśmiech i już chce wyjść, ale nagle sobie o czymś przypomina.- Ah! Zapomniałabym. Wieczorem organizujemy grilla. Ma przyjechać ciocia Rosie z dzieciakami. Jeśli chcesz, możesz się do nas przyłączyć.
W odpowiedzi kiwam głową twierdząco, chociaż sama nie wiem czemu. Przecież obie wiemy, że to nie nastąpi. Kolejny już raz się uśmiecha i wychodzi.
W odpowiedzi kiwam głową twierdząco, chociaż sama nie wiem czemu. Przecież obie wiemy, że to nie nastąpi. Kolejny już raz się uśmiecha i wychodzi.
A ja zostaję sama ze swoimi lękami.
Resztę dnia spędzam w łóżku, opatulona kocykiem. Nawet nie zauważam, kiedy słońce zaczyna chylić się ku zachodowi. Przez cały czas mam zamknięte oczy, ale nie śpię. Mama chyba musiała uprzedzić resztę domowników o moim samopoczuciu, bo nikt mnie nie odwiedza, co poniekąd mnie cieszy. Gdy uchylam powieki dostrzegam, że spowijają mnie już egipskie ciemności. Za oknem wychodzącym na ogródek widzę, jakieś światło. Zaintrygowana wstaję i podchodzę do parapetu. Podpieram się i wyglądam. W altance, stojącej w naszym ogrodzie siedzi moja rodzina i wujkowie z kuzynostwem. Ojczym z wujkiem grają na gitarach. Uśmiecham się, gdy widzę jak szeroko otwierają buzię. Jestem pewna, że niedługo wszyscy ogłuchną. Mama z ciocią wesoło gawędzą nie zwracając uwagi na przyglądającą im się Holly. Po chwili w ich stronę leci piłka siatkowa, a zaraz za nią pojawia się Harry. W jego ślady ruszają Maria i Billy.
Czemu nie cieszę się z nimi?
Gdy spoglądam na stół obładowany jedzeniem przypominam sobie, że nic dzisiaj nie jadłam. Czemu nie czułam głodu? Niechętnie schodzę na dół i człapię do kuchni, korzystając z nieobecności pozostałych. Sięgam po pierwsze lepsze jabłko i ruszam do umywalki, w celu umycia owocu. Gdy podnoszę głowę, przez okno nad zlewem zauważam pewną postać. Nie byłabym w stanie nie poznać tej sylwetki. Cholera. Nie jestem jeszcze gotowa na to spotkanie. Mężczyzna chyba w jakiś sposób czyta w moich myślach, bo gdy widzi, że na niego patrzę odwraca się i idzie w swoją stronę. A ja udaję, że nic się nie stało. Blokuję wszystkie uczucia. Wgryzam się w jabłko i wracam do siebie. Próbuję wyłączyć też myśli, ale one mimo wszystko podsuwają mi jego obraz. I dopiero wtedy uświadamiam sobie, że na jego ustach nie gościł uśmiech.
piątek, 13 lutego 2015
4.Rozdział czwarty.
Nawet nie pamiętam ile już nie wypiłam. To do mnie nie podobne, choć miałam w życiu bardzo trudny okres buntu.. Chloe potrafi być przekonująca.
Huk muzyki i wszechobecny gwar uderzają w moje uszy. Normalnie pękałaby mi już głowa, ale wypity alkohol kompletnie zatuszował ból.
Jestem ledwie świadoma, kiedy Chloe wyciąga mnie na parkiet. Sama zaczyna poruszać się w rytm muzyki z pewnością pochłaniając uwagę wielu chłopców, ale tylko jeden zwraca na siebie jej uwagę. Tom łapie Chloe za biodra i razem zaczynają tańczyć jeden z tych grzesznych tańców. Starając się nie patrzeć z lekkim ukłuciem zazdrości na usta chłopaka sunące po jej szyi sama zaczynam poruszać biodrami. Przeczesuję rękami włosy i przymrużam oczy zatracając się kompletnie w muzyce. Mogłabym się założyć, że wyglądam w tej chwili jak głupek, nigdy nie potrafiłam się poruszać jak moja przyjaciółka, ale w tej chwili mam to totalnie gdzieś.
Gdy wyczuwam czyjeś dłonie na swoich biodrach w pierwszym odruchu mam ochotę obrócić się natychmiastowo i spojrzeć na osobnika. Ale w jego dotyku wyczuwam coś znajomego, coś co sprawia, że nie czuję sprawdzania jego tożsamości, bo dobrze wiem kto to jest.
Pewnie chce mnie uratować od totalnego zbłaźnienia się , stwierdzam. W każdej sekundzie zaczynam czuć się coraz pewniej, ocieram swoją rozgrzaną skórą o jego ciało, nakrywam jego ręce swoimi przenosząc je na brzuch. Słyszę jego cichy pomruk przy uchu, czuję ciepły oddech owiewający tamto miejsce pokrywając je gęsią skórką, ciepłe usta dotykające mej skóry.. Co? Ponownie mam ochotę mu przyłożyć, ale jest mi zbyt dobrze, otumania mnie swoją obecnością i sprawia, że tracą resztki świadomości. Pociera swoim policzkiem o mój, drapiąc go lekkim zarostem. Czuję jak mój puls lekko przyśpiesza i robi mi się jeszcze goręcej.
- Chcesz stąd pójść?- mruczy przy moim uchu, a ja w końcu piorunuję go spojrzeniem.
- Rośnie ci ego, co?- pytam z kpiną. Oblizuje wargi, a ja czuję ogromną ochotę, by zrobić to za niego.. Chwila, co? Ogarnij się, idiotko.
- Żebyś wiedziała.- odpowiada ochrypłym tonem spoglądając na moje usta.
- No to czas je trochę ostudzić.- szepczę wprost do jego ucha i wyrywam się z jego uścisku. Na nogach jak z waty podchodzę do Chloe i krzyczę do niej:
- Chodź.
Wydaje z siebie pomruk niezadowolenia i wyplątuje się z objęć Toma. Łapię ją za rękę i ciągnę w stronę łazienek. Prawie oblewam się rumieńcem, wciąż czując na sobie spojrzenie Luke'a. Uśmiecham się pod nosem.
- Coś ty taka wesoła?- zagaduje blondynka.
- A mam płakać?
- No nie, ale jakoś tak... promieniejesz.- stwierdza wpadając do łazienki. Pomieszczenie okazuje się puste. Przez otwarte okna wpada chłodne powietrze, a ja czuję ulgę, kiedy studzi moje ciało.
- Doprawdy?- pytam nonszalancko. Wywracam oczami.- Przesadzasz.- dodaje.
- Ani trochę.- zaprzecza poprawiając makijaż. Zerka na mnie w lustrze.- Luke dobrze na ciebie działa.
- Co?- wyrywa mi się. Teraz to ona wywraca oczami.
- Wiem, że Tom potrafi zawrócić w głowie, ale ślepa to ja nie jestem. Tak przy okazji, jeszcze nie widziałam, żebyś się kiedykolwiek tak poruszała. Gdybyś choć na chwilę otworzyła oczy zobaczyłabyś mnóstwo pożerających spojrzeń. Co ciekawe, kiedy Luke do ciebie podszedł większość twoich wielbicieli nagle się schowała.
Zajmuje mi sporą chwilę przetrawienie jej słów.
- No chyba sobie jaja robisz.
- No chyba sobie jaja nie robię.- cytuje tekst z pewnej reklamy, na co obie wybuchamy śmiechem.- Podobasz mu się. Z wzajemnością.- puszcza mi oczko.
- Dobra, dobra.- oponuje lekceważąco, udając obojętną, choć w głębi duszy aż się gotuję. Przygryzam wargę.- Pójdę się trochę przewietrzyć.- puszczam jej oczko starając się ukryć targające mną uczucia.
- Tylko niech nikt cię nie zgwałci.- ostrzega, a ja mimowolnie się uśmiecham.
Wciągam nocne powietrze głęboko do płuc przechadzając się po ogródku. Dzisiejsza noc wydaje mi się wyjątkowo piękna. Może dlatego, że nie spędzam jej leżąc w swojej sypialni bezmyślnie wgapiając się w ścianę, ale mniejsza z tym. Czarne jak heban niebo pokrywają miliony białych, migoczących punkcików. Niepewnie unoszę jeden kącik ust. Czy to właśnie jest szczęście czy po prostu działanie wódki?
Niestety, za długo nie może być kolorowo.
- Kogo my tu mamy. - słyszę za plecami. Cholera.
- Chris.- stwierdzam arogancko.- Cóż cię tu sprowadza?- unoszę lekceważąco jedną brew.
- Tak się składa, że potrzeba rozrywki.
- Czyżby?- cichym śmiechem próbuję stłumić lekkie uczucie strachu.
- W zupełności. - odpowiada. Stawia powoli krok w moją stronę. - A teraz się zabawimy, suko.
- Co..- nie zdążam dokończyć, bo łapie mnie za włosy i wbija swoje wargi w moje. Nie odwzajemniam pocałunku. Wpycha mi do ust swój zaborczy język, a mnie przechodzi dreszcz obrzydzenia. Próbuję go odepchnąć, ale mocniej przyciska mnie do siebie. Czas na inne działania. Z odruchem wymiotnym zaczynam powoli oddawać pocałunek. Zwalnia uściska, a ja przenoszę ręce na jego twarz. Z pomrukiem zadowolenia przenosi swoje ręce na mój tyłek, a ja najmocniej jak umiem gryzę go w język. Czuję metaliczny smak krwi w jamie ustnej. Wrzeszczy, a ja z wyrazu jego twarzy wnioskuję, że mocno go wkurwiłam. Cofam się i mocno rozszerzam oczy.
- To się doigrałaś, suko.
Stawiam krok za krokiem, a on rękawem ociera spływającą mu po brodzie krew i zdecydowanie rusza na mnie. Przyspieszam i z impetem uderzam o betonową ścianę garażu. Szlag. Rozglądam się w poszukiwaniu jakiejś broni, ale wtedy czuję jak przygważdża mnie do ściany.
- Za karę będę cię pierdolił tak, że nie usiądziesz przez następny tydzień, a tobie to się spodoba.
Zdecydowanie łapie mnie za włosy i ciska mnie na ziemię. Uderzam całym ciałem o beton i mimowolnie piszczę z bólu.
Wtedy coś pęka. Nie mogę dalej walczyć. Boję się.
Przez jego twarz przemyka niebezpieczny uśmiech.
- Jeszcze cię nie dotknąłem, a ty już jęczysz? Już za chwilę będziesz krzyczeć moje imię.
Klęka przede mną, a ja z przerażenia nie potrafię wykonać minimalnego ruchu. Łapie mój tyłek i rozciąga się na mnie, a ja mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Niech ktoś mi pomorze, pomocy, pomocy... Brutalnie rozpina moje spodnie i zsuwa je do kolan. Słyszę jego pomruk, gdy chciwie całuje mój brzuch. A łzy dalej nie lecą. Ja po prostu leżę i nie potrafię nic zrobić, tylko błagam w myślach o litość..
Wtedy rozpina swoje spodnie i pochyla się nade mną, a ja wiem, że już nie ma ucieczki. Krzyczę.
Nagle nie czuję bólu. Znika też ciężar. Słyszę stęknięcie bólu.
Wszystko wydaje mi się takie oddalone. Leżę tam i mocno zaciskam oczy, a do moich uszu dochodzi jakieś stłumiony, kolejny jęk.
Wtedy czuję, jak ktoś podciąga moje spodnie, zapina koszulę. Co? Boję się otworzyć oczy. Boję się, że on znowu wróci, a z nim może i..
- Hope? Hope, powiedz coś proszę cię.
Uchylam lekko powieki i widzę przerażoną twarz Luke'a. Z jego pełnej wargi spływa krew.
- Luke..
Brzmi to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- O mój Boże. Zabiorę cię stąd. Jesteś już bezpieczna, obiecuję.
A potem nie wiem już co się dzieje, bo czuję już tylko jego ramiona obejmujące mnie i unoszące w górę, zanim wpadam w otchłań.
środa, 11 lutego 2015
3.Rozdział trzeci.
Summer has come and passed
The innocent can never last
Wake me up when September ends
Like my father’s come to pass
Seven years has gone so fast
Wake me up when September ends
Muzyka cicho rozbrzmiewa w pokoju, gdy ja delikatnie przecieram ścierką szafki. Tak naprawdę nie mam nic lepszego do roboty, więc po prostu sprzątam. To zabawne. Większość dziewczyn ucieka z domu, by tego nie robić, a ja tak spędzam swój cały czas. I jeszcze czytam. Dużo czytam.
Gdy słyszę trzaśnięcie drzwiami wzdycham lekko. Zaraz się zacznie.
- Hope, nie masz nic lepszego do roboty? Mogłabyś gdzieś wyjść, zadzwoń do Chloe..
- Nie, mamo. Nie mam nic lepszego do roboty.- odpowiadam ignorując drugą część jej wypowiedzi.
- Oh, skarbie. Pokłóciłaś się z Chloe?-pyta, a w jej głosie pobrzmiewa troska. A to dziwne. Kątem oka dostrzegam jak kładzie torbę i kluczyki na stole.
- Nie, nie pokłóciłyśmy się.- oponuje, wyciskając szmatkę.- Poza tym co ci przeszkadza.- dodaje spoglądając jej w oczy.- Kiedyś bardzo narzekałaś, że w ogóle cię nie kochamy, nie szanujemy, nie pomagamy...
Cholera. Zawsze muszę powiedzieć za dużo.
Widzę, jak jej oblicze się zmienia. Rysy stają się trochę ostrzejsze, ale w oczach widzę zakłopotanie.
- No.. tak. Ale sama powiedziałaś, to było kiedyś. Teraz chciałabym, abyś zaczęła robić coś innego poza siedzeniem w domu, sprzątaniem, czytaniem. Nie możesz się chować przed resztą świata w pokoju... - mówi z wyrzutem. Tak jakby to coś zmieniało.
- No wiesz, nie powinno ci to raczej przeszkadzać. Większość dziewczyn w moim wieku sięga po narkotyki, uprawia seks z nieznajomymi, upija się do nieprzytomności, a moim jedynym występkiem był powrót 5 minut po czasie jak dotąd. I to było w podstawówce. Powinnaś się cieszyć, nie musisz mnie np. z komisariatu odbierać.
- Przecież nie mówię, że masz od razu uzależniać się od narkotyków! Proponuję tylko byś nie zachowywała się jak jakaś aspołeczna..
- O nie, mamo. Wiesz co oznacza to słowo? Wcale nie jestem aspołeczna. - mówię, starając się schować urazę brzmiącą w moim głosie. Podpieram się pod boki i spoglądam na nią z lekkim wyrzutem.
- Jak w takim razie wytłumaczysz to, że w ogóle nie wychodzisz? Na żadne imprezy, zakupy, do kina cokolwiek! Najchętniej byś tylko czytała. Nawet nie chcesz z nami jeść kolacji.
- Oh, daj spokój. To i tak nic by nie zmieniło. Masz jeszcze trójkę innych dzieci, więc czemu upierasz się, żebym to zawsze ja jadła z wami?- pytam. Ta sytuacja zaczyna mnie irytować. - A gdzie jest twoja druga starsza córka? Hm? Pewnie szlaja się gdzieś z tą swoją bandą. Chcesz, żebym taka była? Nie? No właśnie. Więc daj mi w spokoju dalej sprzątać.-ucinam. Słyszę jak wzdycha, dając mi tym samym uczucie satysfakcji. Dość łatwo poszło. Za łatwo..
- Tak sobie pogrywasz? Nie porównuj się do Juliette! Jesteście kompletnie inne. I rozumiem, że masz prawo jej nie lubić, ale to nie oznacza, żebyś tak mówiła. Ja też za nią nie przepadam, ale to już niedługo będzie twoja siostra, więc powinnaś ją zacząć chociaż tolerować...
- Ale ja ją toleruje, mamo. To ja ją bronię przed Harry'm, kiedy ma już jej dość. Więc nie mów, że to ja jestem dla niej najgorsza. To ja ją staram się najbardziej zrozumieć. A teraz wybacz, ale skończyłam sprzątać.
Nie czekając na jej odpowiedź wychodzę z salonu. Aspołeczna? Oh, widzę, że bardzo dobrze o mnie myślisz, mamusiu. Tylko ja ci pokażę, jak bardzo jestem aspołeczna.
W momencie kiedy wchodzę do pokoju, mój telefon zaczyna przeraźliwie brzęczeć w kieszeni jeansów.
- Cześć, kochanie.- piszczy na powitanie Chloe. Przypomniała sobie o mnie.- Co tam?
- Cześć, Chloe. Długo się nie odzywałaś.- stwierdzam. Tak było zawsze. Dzwoniła tylko, kiedy czegoś chciała, a we wszystkie pozostałe dni miała mnie gdzieś.
- No, tak. Miałam dużo spraw na głowie..- Stała wymówka.- Ale mniej o mnie. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że jest dzisiaj impreza. Organizuje ją Tom.- trajkocze. Kiedy wypowiada imię chłopaka w jej głosie słychać miłość. Pff, jej głos aż ocieka miłością. Rzucam się na łóżku i jednym uchem słucham, w międzyczasie licząc pęknięcia na suficie.- Chcesz iść ze mną? Wiesz, jako jego dziewczyna jestem honorowym gościem, a ty jako moja przyjaciółka też jesteś ważna.- uśmiecham się złośliwie. Hmm, przecież jestem aspołeczna.
- Gdzie i o której?- pytam.
- Miałam nadzieję, że tak powiesz.
- W końcu czytam ci w myślach.
Obie wybuchamy śmiechem.
Gdy godzinę później stoją przed szafą z ubraniami wciąż do mnie nie dociera to co robię.
Łapię za pierwszą lepszą, czarną rzecz i przyglądam jej się. Spodenki? Nie mogę, bo będzie widać.. Nie. I tak w kółko. W końcu decyduje się na czarne rurki i czarną, przezroczystą koszulę w kropki. Yhm, jakoś ponuro.- podśmiewuję się pod nosem sama z siebie. No, brawo. Nawet sama ze sobą gadasz.
Gdy moje ciało jest już wyczyszczone, wypachnione i gładkie jak nigdy wcześniej, dochodzę do wniosku, że chyba jestem gotowa. Idąc korytarzem przelotnie oglądam się w lustrze. Luźna, włożona w czarne rurki koszula częściowo ukrywa moje krągłości, a nałożone na stopy równie czarne trampki pokazują wygodę, jaką lubię czuć. I to wszystko. Żadnego makijażu, żadnych wymyślności. Bo i po co? Nie mam nikogo, komu miałabym się podobać. I nigdy nie miałam, a tego co mi się nie podoba nie da się ukryć warstwą tapety.
- Wychodzę, mamo. - mówię z odrobiną nonszalancji w głosie. Po paru minutach widzę ją już przed sobą.
- Coś się stało?- pyta podejrzliwe.
- Nie, czemu?- pytam z udawanym zdezorientowaniem.
- A.. no bo... nic.- wlepia na usta sztuczny uśmiech, zakrywający jej zdenerwowanie.- Baw się dobrze.- po chwili uśmiecha się szczerze, a w jej oczach dostrzegam radosne iskierki.- Tylko może włóż coś jeszcze.. W nocy robi się już chłodno.- mówi takim tonem, jakby było oczywiste, że wrócę nad ranem. Normalnie jak Juliette.
- Dobra, narzucę jeszcze skórę, może być?
- Tą czarną?
- Yhm.- teraz to ona przewraca oczami.
- Może już idź, bo spóźnisz się na ten pogrzeb. - chichoczę. Ona i te żarty.
Niepewnie kroczę po ulicach. Robi się coraz ciemniej. Niedobrze.Przechodząc przez most nad ulicą decyduję się stanąć. Podchodzę do barierki, podpieram się na łokciach i spoglądam w dół. Ciekawe jak to by było skoczyć. Skończyć z tym wszystkim, dać sobie spokój, pokazać słabość... O nie,nie. Nie jestem słaba. Nie. Po cholerę ja tam w ogóle idę..
- Wszystko w porządku?
Czując ciepły dotyk na ramieniu odskakuje pospiesznie.
- Hej, spokojnie, przecież nic ci nie zrobię.- słyszę, a zaraz potem w moich uszach rozbrzmiewa cichy śmiech.- Przecież nie jestem jakimś gwałcicielem,nie?
Ośmielam się podnieść wzrok. Przede mną stoi czarnowłosy chłopak. Odrobinę za długie kosmyki spadają na hipnotycznie szare oczy. Jest w nich coś takiego, czuję jak przewiercają mnie na wylot. Odruchowo obejmuję się ramionami. Szarooki przygląda mi się trochę rozbawionym wzrokiem, ale się nie odzywa.
- Nie byłabym tego taka pewna.- mamroczę. Kolejny wybuch śmiechu. Uśmiecham się pod nosem. Spoglądam na niego spod byka, ale uśmiech nie chce mi zejść z twarzy. Jest ode mnie wyższy o głowę, więc żeby spojrzeć mu w oczy muszę unieść brodę. Ubrany jest w czarną skórzaną kurtkę, ciemny t-shirt z nadrukiem Metallicy i czarny, przetarte spodnie. Chyba oboje idziemy na pogrzeb.
Nieznajomy szybko się uspokaja i spogląda na mnie spod przymrużonych oczu. On musi patrzeć w dół.
- Gdybym chciał cię zgwałcić, chyba nie rozmawiałbym o tym z tobą.- mruczy. Coś w jego głosie sprawia, że czuję ciarki na ciele.
- W dzisiejszych czasach wszystkiego można się spodziewać.- stwierdzam.
- Tak sądzisz?- pyta, a nie słysząc mojej odpowiedzi mówi dalej.- Cóż, ja sądzę, że nie zgwałciłbym cię. Wiesz czemu?- łapie mnie za podbródek i unosi głowę do góry.- Bo zgwałcenie to zmuszenie do seksu, a ja bym nie musiał cię zmuszać..
Moje oczy się rozszerzają. Otwieram usta, chcąc coś powiedzieć, ale słowa nie wylatują z moich ust. Widzę, jak leniwym wzrokiem spogląda na moje wargi, a potem znów na oczy. Unosi jedną brew.
- Dupek.- syczę, jednocześnie go odpychając. Obracam się na pięcie, wbijam ręce w kieszenie i ruszam przed siebie. I znów ten śmiech. Ugh..
- Chyba nie lubisz żartować, co?-zagaduje, doganiając mnie.- Taka ładna dziewczyna nie może sama spacerować o tej porze. Jeszcze ktoś ją zgwałci.- dorzuca z rozbawieniem.
Czy on nie może się odczepić?
- Ty coś o tym wiesz, nie? Pewnie jesteś poszukiwany w całym kraju, a że ja nie korzystam zazwyczaj z internetu to oczywiście nie wiem.
On chyba nigdy nie przestaje się śmiać.
Gdy wchodzimy w ciemniejszą ulicę nagle przygważdża mnie do ściany jakiegoś budynku przyciskając moje ręce nad głową. Moje oczy gwałtownie się rozszerzają, a oddech przyspiesza, ale nie jestem pewna czy tylko z przerażenia.
- Tak, jestem poszukiwanym w całym kraju gwałcicielem i chciałbym cię teraz zgwałcić.- oznajmia. Mogłabym się założyć, że moje oczy wyglądają jak dwa spodki.
- A.. a jeśli ładnie poproszę?- jąkam się. Ze zdenerwowania przygryzam wargę tak, że w ustach czuję metaliczny posmak krwi.
Jego wzrok znów ląduje na moich ustach.
- Nie jestem pewien czy tym przekonasz mnie do nierobienia z tobą niegrzecznych rzeczy.- stwierdza. Natychmiastowo zaciskam wargę. Ale gdy z mojego oka wypływa jedna, pojedyncza łza jego spojrzenie nagle mięknie. Puszcza moje ręce, jednocześnie obejmując mnie w talii swoimi.
- Hej, przepraszam, tylko żartowałem, choć nie ukrywam, że chętnie..
Tak pogrywasz?
- Widzisz? To zawsze działa.- odpowiadam zwycięsko unosząc brwi i jednocześnie mu przerywam. Może tak ukryje przerażenie, które towarzyszyło temu incydentowi.- A teraz wybacz, ale spóźnię się na imprezę.- już drugi raz tego wieczoru odpycham go. Przez sekundę mogę zobaczyć przebiegające po jego twarzy zaskoczenie, ale w następnej znów widzę złośliwy uśmieszek na jego twarzy. Wywracam oczami. Odwracam się i idę dalej.
- Ale musisz przyznać, że trochę się przestraszyłaś.
- Och, tak. Twój wyraz twarzy był po prostu cudowny, kiedy cię odepchnęłam.
I dalej się śmieje.
- A ty słodko wyglądałaś, kiedy cię obejmowałem. Mógłbym przysiąc, że w twoich oczach widziałem pożądanie.
Przygryzam lekko wargę. Cholera.
Postanawiam się nie odzywać, co on chyba uznaję za potwierdzenie, bo tym razem chichoczę.
- No to dokąd się wybieramy? - pyta. Przystaję i patrzę na niego z niedowierzaniem.
- My? Przed chwilą już mnie dosyć wkurzyłeś, a chyba nie chcesz zobaczyć mojego naprawdę wkurzonego oblicza.- wykrzywiam wargi z odrazą.
- Oh, kochanie, uwierz mi, że dużo bym dał, żeby znowu cię wkurzyć.
- Spieprzaj.
Niech się przestanie śmiać.
Totalnie go ignorując wyrywam gwałtownie przed siebie i szybko przebieram nogami.
Spieprzaj,spieprzaj,spieprzaj do cholery.
- Czyli nie tylko ja wybierałem się do Toma? - wzdycha. Skąd on go zna? Ale nie odezwę się do niego. O nie. Nie jestem łatwa, a on pewnie takie lubi. W końcu się znudzi.
- Czyżbym panią zdenerwował?- drąży, a ja uparcie milczę.- Choć zdradź mi swoje imię.-marudzi.
Prędzej umrę.
Gdy dochodzę do domu Toma, z budynku wybiega blondwłosa postać. Ma na sobie czarną, obcisłą sukienkę sięgającą jej do połowy uda. Na jej nogach błyszczą różowe szpilki na platformach dodając jej kolejnych centymetrów. Rzuca mi się na szyję.
- Cześć, skarbie!- piszczy w typowy dla niej sposób. Obejmuję ją i najciszej jak potrafię szepczę do ucha:
- Nie wymawiaj mojego imienia.
Ledwie widocznie kiwa głową.
- Cześć.- odpowiadam z uśmiechem.- O rany, jak ja cię dawno nie widziałam.
- Ja też. Tęskniłam.- jęczy. Spogląda na mojego towarzysza. To ten palant tu jeszcze jest? Ugh..
Chloe jest zdecydowanie najpiękniejszą dziewczyną. Jej blond loki sięgają prawie pasa, błękitne oczy zawsze błyszczą radością, a zgrabna sylwetka, krągłości i odważne stroje zdecydowanie przyciągają uwagę. Każdy chłopak się za nią ogląda. Nie zdziwiłabym się, gdyby mój towarzysz też.
Ale tak nie jest.
Jego elektryzująco szare tęczówki cały czas wlepione są we mnie. Patrzy na mnie z ciekawością. Co?
- Hej, Luke.- moja przyjaciółka obrzuca go takstującym spojrzeniem. Luke. Ciekawe. Chłopak przenosi spojrzenie na blondynkę, która wciąż nie wypuszcza mnie z objęć, a jego wzrok automatycznie staje się obojętny.
- Cześć, Chloe.
- Czy mam się czuć zazdrosny?
Słysząc głos dobiegający od drzwi wejściowych automatycznie się uśmiecham. Tom stoi oparty o framugę drzwi. Ma na sobie luźną, błękitną koszulę i jeansy. Jego blond włosy są zmierzwione. Posyła mi uśmiech oprawiony w dwa dołeczki. Przy uchu słyszę chichot.
- Tak, Tom.- mówię.- Chloe i ja odkryłyśmy, że od zawsze jesteśmy w sobie zakochane. - na potwierdzenie tych słów cmokam dziewczynę w policzek. Blondyn wydyma wargi i udaje smutne dziecko.
- Chloe, jak możesz. Będę płakać.- mamrocze. Wybucham śmiechem odrzucając głowę do tyłu. Blondynka idąc w moje ślady śmieje się pod nosem, ale jednocześnie już zmierza w stronę ukochanego.
- Przestań, głuptasie.- przelotnie cmoka go w nos, a ona obejmuje ją w talii. Zakładam ramiona na piersi i uśmiecham się pod nosem.- Kocham cię.- całuje go w usta.- Ale dzisiejszy wieczór spędzę ze... stojącą tam laską.- mój uśmiech się poszerza. Dziewczyna odwraca się do mnie.- No chodź.- śmieje się.- Chyba nie chcesz spędzić całej imprezy przed domem.- chichoczę i ruszam w jej kierunku. Oj nie.- A ty, Tom, zająłbyś się kolegą.- upomina chłopaka, a ja śmieję się z dwuznaczności tego stwierdzenia.
- Czy ty coś sugerujesz?- słyszę rozbawiony głos Luke'a. Dopiero teraz przypominam sobie o jego obecności. Chloe wybucha śmiechem.
- Nie, po spojrzeniu jakim obdarowujesz moją przyjaciółkę, nie mogę stwierdzić, że jesteś gejem.- oblewam się rumieńcem. Co do cholery?! - Ale ona jest dzisiaj zajęta, ustal inny termin.- posyła mu oczko i mnie obejmuje.
- Dzięki, Chloe.- mruczę pod nosem chcąc zapaść się pod ziemię.
To będzie ciekawy wieczór. Oj, ciekawy.
wtorek, 20 stycznia 2015
2.Rozdział drugi.
Nie wiem jak długo już leżę. Nie wiem jak długo już płaczę. Wiem, że wystarczająco długo, aby moje powieki urosły do maksymalnych rozmiarów.
Ciągle się boję. To nie pierwszy raz kiedy mi się to zdarzyło. Tylko to pierwszy raz, kiedy aż tak mnie to przeraziło.
Nie czuję bólu. Nie czuję strachu. Nie czuję radości. Nie czuję obawy, zaskoczenia, poczucia szczęścia czy innych uczuć. Pod osłoną powiek i mocnej fortecy moich ramion czuję się bezpieczna. Sama. Bezpieczna.
Gdy słyszę ciche pukanie, moje ciało bardziej się kurczy, a powieki mocniej zaciskają. Nie chce. Nie chce stąd wychodzić, nie.
-Hope?- słyszę.- Wszystko w porządku?- Harry. To tylko Harry. Zrywam się. Tak bardzo potrzebuję czyjejś bliskości... Nie. Nie możesz, zapomniałaś? Więc się uspokój.
-T..tak.Tak, wszystko w porządku.- odkrzykuję trochę zbyt gwałtownie. Ponownie się obejmuję rękami.
-Trochę już długo tam siedzisz..- stwierdza.
-Wiesz jakie są dziewczyny.-śmieję się, chyba trochę niezbyt przekonująco.
-Okej..- mruczy. Nie przekonałam go. Zna mnie. Przynajmniej trochę..
-Zaraz wyjdę.- ucinam.
Harry- najprzystojniejszy chłopak w szkole, jeden z najlepszych sportowców i.. mój brat. Głupi i nieznośny, ale kochany, młodszy brat. Widzę, jak jego czarne, trochę już przydługie włosy spadają mu na twarz. Zawsze ma je tak słodko roztrzepane. Intensywnie niebieskie oczy wlepia w kartkę pod nosem. Nie mam pojęcia co robi. Kiedy się skupia, robi mu się taka delikatna kreska pomiędzy brwiami.
Uwielbiam patrzeć na niego.
Do pokoju wpada mała dziewczynka i rzuca się na niego. Jej blond loczki błyszczą w promieniach wpadającego przez okno słońca, a niebieskie oczka tryskają radością. Harry sprawnie ją łapie i okręca wokół swojej osi. Blondyneczka śmieje się wesoło, a chłopak jej dopomaga. Na jego policzkach pojawiają się małe wgłębienia. Uśmiecham się. Wyglądają słodko.
Uwielbiam patrzeć na nich.
Brakuje mi takich momentów w życiu. Mogłabym cały czas na nich patrzeć. Tak rzadko mam okazję się uśmiechać, tak rzadko mamy okazję być razem..
Moje kochane rodzeństwo.
Holly obejmuje go swoimi ramionami za szyję i mocno przytula. Harry odwzajemnia uścisk.
-Cześć, Harry.- piszczy. W ogóle nie są podobni. Wszyscy jesteśmy inni od siebie. Ja, brunetka z brązowymi oczami. Harry, chłopak o kruczoczarnych włosach i niebieskich oczach. Holly, 5-latka o blond loczkach i niebieskich tęczówkach. Chyba tylko nazwisko i pierwsze litery imion nas łączą.
-Cześć, kruszynko.- Holly uwielbia kiedy ją tak nazywa. Mała chichocze wywołując jeszcze większy uśmiech na naszych twarzach.- Wyspałaś się?
-Tak!- wykrzykuje.- Śniło mi się, że byłam księżniczką i miałam duży, różowy zamek..
Zawsze opowiada nam o swoich snach. Jest jeszcze taka malutka.. Jej sny są jeszcze takie słodkie, dziecinne..
Krople deszczu uderzają o szybę i parapet. Obserwuję, jak spływają po gładkiej tafli tuż przed moim nosem. Niebo przybrało kolor ciemnej szarości, ptaki gdzieś zniknęły, a wraz z nimi piękna melodia.. Zapadła cisza przerywana nieregularnymi uderzeniami wody o parapet. Zabawne, że zaledwie parę godzin temu świeciło słońce. To przykre, że wszystko jest tak zmienne i niespodziewane.
Para unosząca się z kubka w moich dłoniach drażni mój nos. Czuję, jak do moich nozdrzy dostaje się przyjemny zapach gorącej czekolady. Upijam łyk i delektuję się ciepłem rozpływającym się po moim ciele. Przymykam oczy i rozkoszuję się tą upojną chwilą.
Gdy deszcz przestaje padać wszędzie rozbrzmiewa głucha cisza. Wypełnia całą przestrzeń wokół mnie, a jedyną pozostałością po wcześniejszej ulewie są kropelki na szybie. Staram się je policzyć.
Jedna.
Wdech.
Druga.
Wydech.
Staram się trzymać rytm ciesząc się każdą sekundą tego cudownego spokoju. Poprawiam poduszkę pod plecami i unoszę lekko kąciki ust.
Tak błogo, przyjemnie.
Łapię leżący obok telefon i wstukuje kod. Otwiera mi się playlista, a ja muskam palcem pierwszy lepszy napis. Pokój opatulają dźwięki gitary i miękkiego, damskiego głosu. Ah.. Uwielbiam ten utwór. Pod nosem zaczynam nucić słowa piosenki. Eyes On Fire zespołu Blue Foundation dosłownie mnie pochłania. Biorę głęboki wdech. Czuję niezwykły przypływ dumy, poczucia wolności, gdy rozbrzmiewają ostatnie takty..
I we właściwym czasie,
We właściwym miejscu,
Z gracją stale rosnę w siłę.
sobota, 10 stycznia 2015
I.Rozdział Pierwszy.
Jakiś czas później..
Cicho.
Cicho.Cicho.
Biegnę.
Pędzę przez las.
Odnajdę Cię.
Ty na pewno tam czekasz, na pewno gdzieś tam czekasz.
A ja Cię znajdę.
Cicho.
Cicho.Cicho.
Gwałtownie otwieram oczy. Przerażonym wzrokiem obejmuję całe pomieszczenie. Szczelniej okrywam się kołdrą, zakrywając prawie całe ciało od koniuszków palców u stóp po szyję. Za oknem jest jeszcze ciemno. Widzę, jak przez okno wpada delikatne światło księżyca tworząc nieokiełznane cienie na każdym przedmiocie. Przerażona przerzucam spojrzenie po całym pomieszczeniu, gdy tylko kątem oka wyłapuję jakiś ruch, lecz za każdym razem znika. Łapczywie wciągam powietrze. Czuję każdą, najmniejszą komórkę w moim ciele, każdy włosek przyklejony do mojego mokrego czoła, każdy skrawek przemoczonej koszuli nocnej na moich plecach..
Ale dam radę. Wytrwam do rana. Ile już razy to robiłam. Dam radę. Dam radę... Dam radę..?
-Cicho.-słyszę cichy szept przy uchu, a moje serca przyspiesza.- Cicho. Cicho.
Pierwsze promienie słońca nachalnie wdzierają się do mojego pokoju. Obserwuję, jak powoli przepędzają całą ciemność, każdy cień.. I czuję wdzięczność. Narastającą wdzięczność, która z każdym dniem rozkwita we mnie niczym kwiat i ciągle rośnie, rośnie, rośnie przepełniając mnie ciągle od nowa. Cicho chichoczę pod nosem. Czuję wdzięczność do słońca.... Wzdycham. Cicho.
Przełykam ślinę na wspomnienie snu. Przymykam oczy próbując wymazać tą myśl z głowy i wstaję.
Przez otwarte w pokoju okno do środka powoli wtacza się świeże powietrze, a ja zaciągam się tym przyjemnym doznaniem. Wietrzyk owiewa moją twarz, poruszając ciemne pasma włosów, ochładza moje rozgrzane ciało, gdy kieruję się ku łazience.
Starannie omijając wzrokiem lustro, odkręcam kran i ochlapuję twarz chłodną wodą. Ah, przyjemnie.. Łapię tubkę kremu i rozprowadzam po rękach. Starannie masuję każdy palec, dłoń, nadgarstki.. Nadgarstki... Szybko odrywam rękę od skóry. Przymykam powieki. Zapominam.
Wracam do pokoju. W pomieszczeniu zrobiło się już dosyć chłodno, więc zamykam okno. Przy okazji wyglądam na zewnątrz. Słońce jest jeszcze nisko na niebie, ale to wystarczy, by temperatura była dosyć wysoka. Mamy lato. Wyjątkowo piękne lato. Przed naszym domem przejeżdżają jacyś ludzie na rowerach. To dziewczyna i chłopak, chyba para. Widzę, jak oboje przyspieszają, pewnie chcą się ścigać. Dziewczyna się śmieje..
Odrywam wzrok od tego widoku. Nie lubię na takie coś patrzeć. Tak naprawdę im zwyczajnie zazdroszczę i nic na to nie poradzę. Starając się przekierować myśli na inny tor, podchodzę do szafy i próbuję przebić się przez stertę ubrań. Rany, powinnam tu trochę sprzątnąć... W końcu wyciągam czarną koszulkę na grubym ramiączku i dżinsowe spodenki sięgające mi do połowy uda. Jezu, nie. Na pewno tego nie założę. Rzucam wszystko z powrotem do szafy i z irytacją ląduję w morzu ciuchów. Nowe postanowienie: sprzątnąć szafę.
W końcu zdecydowałam się na kremową, cienką bluzkę z rękawem 3/4 i czarne spodenki. I tak nie mam zamiaru nigdzie wychodzić, więc co za różnica. Machinalnie wzruszam ramionami.
Ciepły strumień wody zmywa ze mnie wszystkie pozostałości dzisiejszej nocy. Starannie oczyszczam całe ciało i myję włosy szamponem. Czuję, jak pod powiekami powoli zbierają się łzy. Zakrywam twarz dłońmi i siadam przyciągając kolana do klatki piersiowej. Co mi jest? Czemu ryczysz, głupia idiotko?! Do cholery, nie masz powodu do płaczu! Dobra, już nie płaczę, już nie płaczę, nie płaczę....
Wstaję i z udawanym uśmiechem zmywam łzy z twarzy.
Ciepłe podmuchy powietrza starannie suszą moje włosy. Wraz z ostatnią, znikająca warstwą wilgoci wyłączam suszarkę i odkładam do szafki. Podnoszę głowę. Z lustra spogląda mi w oczy pewna, smutna dziewczyna. Jej twarz okalają brązowe, proste pasma sięgające za ramiona, a malinowe usta wykrzywione są w udawanym uśmiechu nie sięgającym oczu, o tej samej barwie co włosy. Ma dziwnie bladą skórę i tylko policzki pokryte są czerwonymi plamami, jakby przed chwilą płakała.Ma na sobie identyczny strój do mojego. Jest dziwnie podobna do mnie, ale to nie ja. Tak myślę, bo przecież to nie mogę być. Ta dziewczyna jest bardzo ładna w odróżnieniu do mnie.. Zastanawiam się tylko dlaczego ma tak spuchnięte oczy... O taką opuchliznę to trzeba się starać przez co najmniej jedną noc płaczu, a ona chyba nie płakała. Taka ładna osoba nie ma o co płakać. A jednak pozory mylą.
Uśmiech brunetki znika, gdy na ścianie za nią zaczynają pojawiać się czarne cienie. Automatycznie się obracam. Za mną też były.
Całe pomieszczenie w ciągu minuty staje się czarne. Znikają wszelkie biele, szarości i inne kolory ścian. Wszystkie przedmioty znikają, a ja czuję się jak w pułapce. Gaśnie światło. Nic nie widzę. Nic nie widzę. Pomocy. Pomocy. Rzucam się do ucieczki na oślep. Czuję jak w coś uderzam. Zdezorientowana szerzej otwieram oczy i zaczynam walić w niewidzialną barierę. Słyszę czyiś krzyk. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że to ja krzyczę. Czuję ściekające mi po twarzy łzy. Raz za razem uderzam pięścią w czarną ścianę. Pomocy. Pomocy. Uszy rozdziera mi krzyk pomieszany z przerażającym śmiechem. Krzyczę. Wrzeszczę. Pomocy. Zjeżdżam plecami po czarnej tafli i kulę się. Pomocy.
Pomocy.
Cicho.
Cicho.Cicho.
Biegnę.
Pędzę przez las.
Odnajdę Cię.
Ty na pewno tam czekasz, na pewno gdzieś tam czekasz.
A ja Cię znajdę.
Cicho.
Cicho.Cicho.
Gwałtownie otwieram oczy. Przerażonym wzrokiem obejmuję całe pomieszczenie. Szczelniej okrywam się kołdrą, zakrywając prawie całe ciało od koniuszków palców u stóp po szyję. Za oknem jest jeszcze ciemno. Widzę, jak przez okno wpada delikatne światło księżyca tworząc nieokiełznane cienie na każdym przedmiocie. Przerażona przerzucam spojrzenie po całym pomieszczeniu, gdy tylko kątem oka wyłapuję jakiś ruch, lecz za każdym razem znika. Łapczywie wciągam powietrze. Czuję każdą, najmniejszą komórkę w moim ciele, każdy włosek przyklejony do mojego mokrego czoła, każdy skrawek przemoczonej koszuli nocnej na moich plecach..
Ale dam radę. Wytrwam do rana. Ile już razy to robiłam. Dam radę. Dam radę... Dam radę..?
-Cicho.-słyszę cichy szept przy uchu, a moje serca przyspiesza.- Cicho. Cicho.
Pierwsze promienie słońca nachalnie wdzierają się do mojego pokoju. Obserwuję, jak powoli przepędzają całą ciemność, każdy cień.. I czuję wdzięczność. Narastającą wdzięczność, która z każdym dniem rozkwita we mnie niczym kwiat i ciągle rośnie, rośnie, rośnie przepełniając mnie ciągle od nowa. Cicho chichoczę pod nosem. Czuję wdzięczność do słońca.... Wzdycham. Cicho.
Przełykam ślinę na wspomnienie snu. Przymykam oczy próbując wymazać tą myśl z głowy i wstaję.
Przez otwarte w pokoju okno do środka powoli wtacza się świeże powietrze, a ja zaciągam się tym przyjemnym doznaniem. Wietrzyk owiewa moją twarz, poruszając ciemne pasma włosów, ochładza moje rozgrzane ciało, gdy kieruję się ku łazience.
Starannie omijając wzrokiem lustro, odkręcam kran i ochlapuję twarz chłodną wodą. Ah, przyjemnie.. Łapię tubkę kremu i rozprowadzam po rękach. Starannie masuję każdy palec, dłoń, nadgarstki.. Nadgarstki... Szybko odrywam rękę od skóry. Przymykam powieki. Zapominam.
Wracam do pokoju. W pomieszczeniu zrobiło się już dosyć chłodno, więc zamykam okno. Przy okazji wyglądam na zewnątrz. Słońce jest jeszcze nisko na niebie, ale to wystarczy, by temperatura była dosyć wysoka. Mamy lato. Wyjątkowo piękne lato. Przed naszym domem przejeżdżają jacyś ludzie na rowerach. To dziewczyna i chłopak, chyba para. Widzę, jak oboje przyspieszają, pewnie chcą się ścigać. Dziewczyna się śmieje..
Odrywam wzrok od tego widoku. Nie lubię na takie coś patrzeć. Tak naprawdę im zwyczajnie zazdroszczę i nic na to nie poradzę. Starając się przekierować myśli na inny tor, podchodzę do szafy i próbuję przebić się przez stertę ubrań. Rany, powinnam tu trochę sprzątnąć... W końcu wyciągam czarną koszulkę na grubym ramiączku i dżinsowe spodenki sięgające mi do połowy uda. Jezu, nie. Na pewno tego nie założę. Rzucam wszystko z powrotem do szafy i z irytacją ląduję w morzu ciuchów. Nowe postanowienie: sprzątnąć szafę.
W końcu zdecydowałam się na kremową, cienką bluzkę z rękawem 3/4 i czarne spodenki. I tak nie mam zamiaru nigdzie wychodzić, więc co za różnica. Machinalnie wzruszam ramionami.
Ciepły strumień wody zmywa ze mnie wszystkie pozostałości dzisiejszej nocy. Starannie oczyszczam całe ciało i myję włosy szamponem. Czuję, jak pod powiekami powoli zbierają się łzy. Zakrywam twarz dłońmi i siadam przyciągając kolana do klatki piersiowej. Co mi jest? Czemu ryczysz, głupia idiotko?! Do cholery, nie masz powodu do płaczu! Dobra, już nie płaczę, już nie płaczę, nie płaczę....
Wstaję i z udawanym uśmiechem zmywam łzy z twarzy.
Ciepłe podmuchy powietrza starannie suszą moje włosy. Wraz z ostatnią, znikająca warstwą wilgoci wyłączam suszarkę i odkładam do szafki. Podnoszę głowę. Z lustra spogląda mi w oczy pewna, smutna dziewczyna. Jej twarz okalają brązowe, proste pasma sięgające za ramiona, a malinowe usta wykrzywione są w udawanym uśmiechu nie sięgającym oczu, o tej samej barwie co włosy. Ma dziwnie bladą skórę i tylko policzki pokryte są czerwonymi plamami, jakby przed chwilą płakała.Ma na sobie identyczny strój do mojego. Jest dziwnie podobna do mnie, ale to nie ja. Tak myślę, bo przecież to nie mogę być. Ta dziewczyna jest bardzo ładna w odróżnieniu do mnie.. Zastanawiam się tylko dlaczego ma tak spuchnięte oczy... O taką opuchliznę to trzeba się starać przez co najmniej jedną noc płaczu, a ona chyba nie płakała. Taka ładna osoba nie ma o co płakać. A jednak pozory mylą.
Uśmiech brunetki znika, gdy na ścianie za nią zaczynają pojawiać się czarne cienie. Automatycznie się obracam. Za mną też były.
Całe pomieszczenie w ciągu minuty staje się czarne. Znikają wszelkie biele, szarości i inne kolory ścian. Wszystkie przedmioty znikają, a ja czuję się jak w pułapce. Gaśnie światło. Nic nie widzę. Nic nie widzę. Pomocy. Pomocy. Rzucam się do ucieczki na oślep. Czuję jak w coś uderzam. Zdezorientowana szerzej otwieram oczy i zaczynam walić w niewidzialną barierę. Słyszę czyiś krzyk. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że to ja krzyczę. Czuję ściekające mi po twarzy łzy. Raz za razem uderzam pięścią w czarną ścianę. Pomocy. Pomocy. Uszy rozdziera mi krzyk pomieszany z przerażającym śmiechem. Krzyczę. Wrzeszczę. Pomocy. Zjeżdżam plecami po czarnej tafli i kulę się. Pomocy.
Pomocy.
środa, 7 stycznia 2015
0.Prolog.
- Hope, no chodź! -
krzyknęła Chloe. Wlokła się kilka kroków przede mną otulona ciepłem
ramienia Toma, gdy tymczasem ja próbowałam zetrzeć pozostałości błota z
ubrania. " Pieprzony Chris." pomyślałam.
- Idę już. - odparowałam. Zmarszczyłam brwi. Że też ten dupek musiał znowu wybrać mnie jako ofiarę. Nigdy go nie lubiłam. W końcu z rezygnacją machnęłam ręką.
- Wypierze się. - mruknęłam sama do siebie. Truchtem ruszyłam za pozostałymi. Trąciłam ramieniem Chloe.
- Tak łatwo sobie mnie odpuściłaś ? - spytałam, wykrzywiając twarz w udawanym grymasie. - Będę płakać. - dodałam. Dziewczyna wyplątała się z ramion chłopaka.
- Jak możesz tak myśleć ?! - warknęła z wyrzutem. Rozłożyła ramiona, chcąc mnie przytulić, ale widząc błotniste plamy na moim stroju, opuściła ramiona i znów wtuliła się w ramiona swojego chłopaka. - Ale tym razem wybieram jego. Pogadamy jak się umyjesz. - stwierdziła spoglądając na mnie z udawaną pogardą. Cała nasza trójka wybuchła śmiechem.
- Dobra, dobra. - parsknęłam. - Będziesz żałować. - syknęłam drocząc się z nią.
- Nigdy w życiu ! - wrzasnęła. I cały las, w którym się znajdowaliśmy wypełniły nasze śmiechy, zaciekawiając resztę naszych znajomych.
- Z czego tak rżycie ? - spytał Bill, pojawiając się niespodziewanie u mego boku.
- Z niczego. - odpowiedziałam łapiąc się za bolący brzuch. Nie był przyzwyczajony do takich ilości śmiechu.
Godzinę potem wracałam do domu. Już jakiś czas temu pożegnałam się z Chloe i Tomem. Oni poszli we dwoje. Tom zawsze odprowadza Chloe do domu. Pamiętam jak opowiadała mi o tym pierwszy raz.
-Jezuuu, to było takie słodkie... - piszczała, a ja z udawanym entuzjazmem jej słuchałam. Na szczęście nigdy nie była tak spostrzegawcza by to zauważyć. I dobrze.
Niebo nade mną usiane było gwiazdami, a wielki, srebrny księżyc, choć trochę oświecał mi drogę. On jeden mi chociaż częściowo pomagał. I nigdy mnie nie porzucił.
Uwielbiam noc. Nie muszę się wtedy nikomu tłumaczyć, dlaczego się akurat tak zachowuje. Nikt nie zwraca na to uwagi. Nikt nie widzi. Jestem sama. I odpowiada mi to.
Lubię być sama, chociaż w sumie nigdy tak naprawdę nigdy nie jestem sama. W szkole zewsząd uderzają mnie głosy innych uczniów, w domu krzyki rodzeństwa, a nocami.. Właściwie tylko w te noce, kiedy nie pamiętam snów albo nic mi się nie śni, mogę powiedzieć, że jestem sama. Ogarnia mnie wtedy taki spokój, taka cisza. Nie czuję trosk kiedy budzę się o 4 nad ranem. Czuję wtedy taki wszechogarniający paraliż, otumanienie. Wtedy kompletnie nic nie słyszę. I wtedy jestem sama.
A teraz, kiedy idę polną drogą, a przed mną majaczy budynek z ciemnymi oknami czuję smutek. Bezbrzeżny smutek.
Ale i ulgę. Będę sama.
Nade mną unoszą się korony drzew. Już nie widzę gwiazd. Teraz jest ciemno, a ja wciąż brnę w tą okropną ciemność. Tu mnie nie widać. Tu mnie nie słychać.
Czuję jak lekki wiaterek owiewa moją twarz, wpełzając między włosy, susząc wilgotne policzki.
I wtedy na moją twarz wpełza uśmiech.
- Idę już. - odparowałam. Zmarszczyłam brwi. Że też ten dupek musiał znowu wybrać mnie jako ofiarę. Nigdy go nie lubiłam. W końcu z rezygnacją machnęłam ręką.
- Wypierze się. - mruknęłam sama do siebie. Truchtem ruszyłam za pozostałymi. Trąciłam ramieniem Chloe.
- Tak łatwo sobie mnie odpuściłaś ? - spytałam, wykrzywiając twarz w udawanym grymasie. - Będę płakać. - dodałam. Dziewczyna wyplątała się z ramion chłopaka.
- Jak możesz tak myśleć ?! - warknęła z wyrzutem. Rozłożyła ramiona, chcąc mnie przytulić, ale widząc błotniste plamy na moim stroju, opuściła ramiona i znów wtuliła się w ramiona swojego chłopaka. - Ale tym razem wybieram jego. Pogadamy jak się umyjesz. - stwierdziła spoglądając na mnie z udawaną pogardą. Cała nasza trójka wybuchła śmiechem.
- Dobra, dobra. - parsknęłam. - Będziesz żałować. - syknęłam drocząc się z nią.
- Nigdy w życiu ! - wrzasnęła. I cały las, w którym się znajdowaliśmy wypełniły nasze śmiechy, zaciekawiając resztę naszych znajomych.
- Z czego tak rżycie ? - spytał Bill, pojawiając się niespodziewanie u mego boku.
- Z niczego. - odpowiedziałam łapiąc się za bolący brzuch. Nie był przyzwyczajony do takich ilości śmiechu.
Godzinę potem wracałam do domu. Już jakiś czas temu pożegnałam się z Chloe i Tomem. Oni poszli we dwoje. Tom zawsze odprowadza Chloe do domu. Pamiętam jak opowiadała mi o tym pierwszy raz.
-Jezuuu, to było takie słodkie... - piszczała, a ja z udawanym entuzjazmem jej słuchałam. Na szczęście nigdy nie była tak spostrzegawcza by to zauważyć. I dobrze.
Niebo nade mną usiane było gwiazdami, a wielki, srebrny księżyc, choć trochę oświecał mi drogę. On jeden mi chociaż częściowo pomagał. I nigdy mnie nie porzucił.
Uwielbiam noc. Nie muszę się wtedy nikomu tłumaczyć, dlaczego się akurat tak zachowuje. Nikt nie zwraca na to uwagi. Nikt nie widzi. Jestem sama. I odpowiada mi to.
Lubię być sama, chociaż w sumie nigdy tak naprawdę nigdy nie jestem sama. W szkole zewsząd uderzają mnie głosy innych uczniów, w domu krzyki rodzeństwa, a nocami.. Właściwie tylko w te noce, kiedy nie pamiętam snów albo nic mi się nie śni, mogę powiedzieć, że jestem sama. Ogarnia mnie wtedy taki spokój, taka cisza. Nie czuję trosk kiedy budzę się o 4 nad ranem. Czuję wtedy taki wszechogarniający paraliż, otumanienie. Wtedy kompletnie nic nie słyszę. I wtedy jestem sama.
A teraz, kiedy idę polną drogą, a przed mną majaczy budynek z ciemnymi oknami czuję smutek. Bezbrzeżny smutek.
Ale i ulgę. Będę sama.
Nade mną unoszą się korony drzew. Już nie widzę gwiazd. Teraz jest ciemno, a ja wciąż brnę w tą okropną ciemność. Tu mnie nie widać. Tu mnie nie słychać.
Czuję jak lekki wiaterek owiewa moją twarz, wpełzając między włosy, susząc wilgotne policzki.
I wtedy na moją twarz wpełza uśmiech.
Subskrybuj:
Posty (Atom)